Jadzia Maliczówna jest córką szefa małego zakładu produkującego sprzęt sportowy. Maliczowie stają się poważną konkurencją dla firmy Oksza – największego składu sportowego w mieście.
Prezesowa Oksza całą nadzieję pokłada w synu Janie, który po powrocie z zagranicy ma postawić firmę na nogi. Jan udaje się do słynnej tenisistki Jędruszewskiej, by nakłonić ją do korzystania ze swych rakiet. Spotyka tam Jadzię Maliczównę i przypadkowo bierze ją za znaną tenisistkę, co prowadzi do szeregu zabawnych nieporozumień.
Na meczu tenisowym znana tenisistka Jadwiga Jędruszewska gra rakietą firmy Malicz i wygrywa. Trudno o lepszą reklamę dla małej rodzinnej fabryczki mieszczącej się w podwórzu jednej z kamienic. Dodatkowo urocza córka właściciela, Jadzia, ma wielki talent handlowy i jest ulubienicą klienteli, dzięki czemu sklepik Maliczów ma duże zyski. Malicz stanowi konkurencję nawet dla firmy Oksza, prowadzącej największy w Warszawie sklep ze sprzętem sportowym.
Prezesowa Oksza oraz dyrektor sklepu pan Królik zastanawiają się, jak przyciągnąć do siebie klientów. Postanawiają wejść w spółkę z konkurencyjną firmą i zapraszają Malicza i jego córkę na spotkanie. Kiedy okazuje się, że prezesowa Oksza pragnie jedynie oznaczyć marką Malicza swój znacznie gorszy jakościowo sprzęt, Jadzia z ojcem oburzeni opuszczają jej biuro. Od tej pory firmy Malicz i Oksza są zaciętymi wrogami.
Dyrektor Królik udaje się do mistrzyni tenisa Jadwigi Jędruszewskiej i proponuje jej reklamowanie ich sprzętu. Jędruszewska odmawia, ponieważ reklamuje już rakiety firmy Malicz, z którą to firmą jest od dawna zaprzyjaźniona. Zarząd firmy Oksza jest bezradny. Prezesowa pokłada wielkie nadzieje w Janie, swym młodym i przystojnym synu, który przebywa za granicą, jednak wkrótce ma wrócić do Polski. Liczy, że Janowi uda się korzystnie wpłynąć na sukces firmy.
Pewnego niedzielnego popołudnia Jadzia ze swym bratem Jurkiem pływają łódką po Wiśle. W tym samym czasie na brzegu odpoczywa Jan razem z przyjacielem, rzeźbiarzem Stachem. W pewnym momencie Jurek wypada z łódki. Jan rzuca mu się na pomoc, ratuje go, a przy okazji wymyśla jemu i Jadzi, że wypuszczają się na rzekę, nie umiejąc pływać łódką. Jadzia także robi mu awanturę, że wtrąca się do cudzych spraw i oburzona odchodzi. Nie wie, kim jest nieznajomy.
Prezesowa opowiada Janowi o sytuacji sklepu i prosi, by jednak spróbował namówić Jędruszewską do reklamowania firmy. Jan udaje się na kort tenisowy i spotyka tam… Jadzię Malicz, która akurat przyszła, aby oddać tenisistce serwisowane rakiety. Jan przekonany, że to właśnie jest Jędruszewska, kaja się i przeprasza za swoje wcześniejsze zachowanie. Kiedy dowiaduje się, że jego rozmówczyni jest bardzo wrogo nastawiona do firmy Oksza, Jan przedstawia się jej jako swój przyjaciel, rzeźbiarz Stanisław Tarski. Proponuje Jadzi, aby dla niego pozowała i prosi ją o spotkanie na mieście.
W tym samym czasie Jurek czeka na Jadzię przed wejściem na korty. Rozmawia z szoferem stojącej tam limuzyny i dowiaduje się, że jej właścicielem jest Jan Oksza, syn prezesowej. Chwilę później widzi, jak do limuzyny wchodzi nieznajomy znad Wisły i odjeżdża. Opowiada o wszystkim Jadzi. Wściekła Jadzia postanawia dać oszustowi nauczkę. Przychodzi na umówione spotkanie i nalega, aby pokazał jej swoją pracownię. Przyparty do muru Jan godzi się i zabiera ją do pracowni Stanisława. Wcześniej telefonicznie uprzedza Stacha o nietypowej wizycie.
Na miejscu Jan nadal udaje rzeźbiarza. Jadzia zmusza go, by zaczął prace nad rzeźbą. Jan udaje, że pracuje za parawanem, tymczasem w sąsiednim pokoju Stach rzeczywiście zaczyna rzeźbić, po czym podrzuca rzeźbę Janowi. Jadzia oczarowana pięknem i podobieństwem swego popiersia już prawie uwierzyła, że Jan jest rzeźbiarzem, jednak spostrzega na biurku jego fotografię z dedykacją dla Stacha i traci dobry humor. Dowiaduje się także, że Jan wziął ją za Jędruszewską. Rozgniewana wraca do domu.
Jadzia z Jurkiem obmyślają sposób, w jaki można zadrwić z Jana. Jadzia umawia się z Janem na kolejne spotkanie, podczas którego daje mu do zrozumienia, że wie, kim naprawdę jest. Jan błaga ją na kolanach, aby… zgodziła się reklamować jego firmę. Jadzia zgadza się i podpisuje zgodę na reklamę, jednak podpisuje się tylko imieniem. Jest bardzo zawiedziona, od jakiegoś czasu, mimo konkurencyjnej rywalizacji, czuje do Jana sympatię. Liczyła, że Jan odwzajemnia jej uczucia. Niestety okazuje się, że chodzi mu tylko o interesy...
Jan obmyśla kampanię reklamową rakiet Oksza. Wypożycza od Stanisława zrobione podczas ostatniej wizyty popiersie Jadzi, zamawia manekina o jej twarzy, którego chce ustawić na wystawie swojego sklepu. Kiedy pokazuje go matce, ta omal nie mdleje z oburzenia. Dopiero teraz Jan dowiaduje się, że Jadzia nie jest tenisistką, lecz córką właściciela konkurencyjnej firmy i ich największym wrogiem.
Biegnie do jej sklepu i urządza jej awanturę. Jadzia broni się, że nie zrobiła niczego złego – Jan sam prosił ją o podpisanie dokumentu, a to, że ma na imię tak samo jak znana tenisistka, to tylko zbieg okoliczności. Wściekły z bezradności Jan opuszcza jej sklep. Jadzia żałuje swojego postępku. Zdaje sobie sprawę, że kocha Jana.
Tymczasem Jan znajduje sposób, by zemścić się za zniewagę. Na wystawie swego sklepu umieszcza rzeźbę Jadzi trzymającej w ręce rakietę Oksza, a obok szyld: „Nawet panna Maliczówna z konkurencyjnej firmy gra rakietą »Oksza«”. Kiedy Jadzia się o tym dowiaduje, tym razem to ona przychodzi do Jana urządzić mu awanturę. Jest jednak bezradna, podpisała przecież zgodę na każdy rodzaj reklamy. Postanawia więc wziąć sprawy w swoje ręce.
Umawia się z bratem i majstrem ze swojej firmy, że zakradną się w nocy do sklepu Okszy i sami usuną figurę. Jadzia nie opuszcza sklepu na czas. Robotnicy Okszy przychodzą, by zabrać manekina. Jadzia kryje się w skrzyni, którą zabierają tragarze, i zostaje zaniesiona do gabinetu Okszy.
Udając figurę, słyszy, jak Jan czyta na głos napisany do niej list z przeprosinami i sam przed sobą zwierza się z miłości do Jadzi. Kiedy Jan bierze młot, by zniszczyć nieszczęsną figurę, przerażona Jadzia pada nieprzytomna w jego objęcia. W tej chwili do gabinetu wchodzą prezesowa Oksza wraz z dyrektorem Królikiem oraz pan Malicz z Jurkiem i majstrem.
Janek wyznaje Jadzi miłość i oświadcza wszystkim zebranym, że chce się z nią ożenić. Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie połączeniu obu firm.
[Michał Pieńkowski]
St., „Kino” 1936, nr 39.
„Nie ulega wątpliwości, że realizatorzy nowego polskiego filmu z Jadwigą Smosarską w roli głównej pt. »Jadzia« dobrze utrafili w ton i w smak najszerszych warstw miłośników polskiego filmu. Bowiem obraz ten, przy doskonałej konstrukcji scenariusza, jest jednak z godną uznania prostotą utrzymany w formie bezpretensjonalnej. Realizatorom tzn. scenarzystom, a szczególnie reżyserowi Mieczysławowi Krawiczowi w pierwszym rzędzie, chodziło o to, aby publiczność ubawiła się serdecznie. I cel swój osiągnął”.
„Wiadomości Filmowe” 1936, nr 19.
„Film, przykrojony przez specjalistę z Berlina, prawdopodobnie nawet nie jest zły; posiada tylko jedną wadę grubszą i rozczarowującą publiczność: jest mało muzyczny, mało kto śpiewa, a już w ogóle nikt nie tańczy. Pozatem same zalety: jest całkiem demokratyczny, propaguje aktywność handlową i przemysłową oraz godziwą konkurencję z matrymonjalnem rozwiązaniem. Akcja filmu opiera się na walce dwóch przedsiębiorstw, którą szczęśliwie kończy miłość syna jednej firmy do córki drugiej. Brak szlachty i próżniactwa. Ze szlacheckich czasów pozostała jednak wysoka miara cnotliwości – mimo wielorakich sportów wodnych, niema ani jednej kobiety w kostjumie kąpielowym. W związku ze zmianą środowiska społecznego, w którem toczy się akcja, p. Smosarska zmieniła swą aparycję i ze słodko-sentymentalnej stała się pełna temperamentu i aktywności, gra jakby podbiczowana, wkładając zresztą w swą rolę aż zbyt wiele dobrej woli i wdzięku. Pani Ćwiklińska tym razem zdaje się być jakby znużona, znudzona i zniecierpliwiona. Pp. Znicz i Sielański noszą na swoich barkach cały ciężar tej nielekkiej komedji i oni jedyni wnoszą trochę prawdziwego humoru”.
Stefania Zahorska, „Jadzia”, „Wiadomości Literackie” 1936, nr 41.
W „Jadzi” (reż. Krawicz) scenarzyści (Jarossy i Schlechter) przezwyciężyli nareszcie czar szlachetczyzny, pokutującej w filmie polskim i dali komedyjkę o charakterze bardziej współczesnym: rywalizacja dwóch firm, wyrabiających przybory sportowe zakończona – po długiej walce – małżeństwem syna jednej firmy z córką rywala. Smosarska nareszcie jest nowoczesną dzielną dziewczyną, a łzawą dziewoją, i w tej nowej roli bardzo jej do twarzy. Akcję związano ze sportem i ani razu nie zawadzono o dancing i polaka z Ameryki. Jak na polski scenariusz – osiągnięcia niebywałe. W dodatku wyposażono komedyjkę w kilka dobrych „gagów” (figura tenisistki na wystawie sklepowej i związane z tym perypetie), bilans wypadłby więc na ogół dodatnio i film nadawałby się nawet na eksport, gdyby nie znów inne wady. Przedewszystkiem braki reżyserskie. Czy widział kto kiedy klub rzeczny, w którym niema ani kąpiących się, ani wioślarzy czy żeglarzy – w ogóle nikogo prócz uczestników filmu? Albo korty tenisowe, na których nikt nie gra, gdzie – pomimo to, że pokazują nam je kilkakrotnie – nie widzimy żywego ducha, prócz bohaterów filmu, którzy właśnie musieli się tam znaleźć! Rozmowa 2 osób na tle takiej czy innej dekoracji dobra jest w skeczu scenicznym, ale nie w filmie, gdzie na każdym olanie (nie tylko na pierwszym) musi się coś dziać. Drugi niemniejszy grzech, to nieumiejętność układania dialogu i wyzyskania go w sposób filmowy. Zawsze tego gadania jest za dużo i jest ono rozpaczliwie banalne. Trudno wymagać od dobrej aktorki, ażeby z przejęciem mówiła tekst, nadający się do teatru amatorskiego dla młodzieży. To też Smosarska często męczy się w dialogu z Żabczyńskim, który już zupełnie przypomina zgrywającego się amatora i wykoleja tym swoją partnerkę, pozatem bardzo dobrą w tej roli. Inni aktorzy wywiązali się doskonale z powierzonych im zadań. Pomimo wymienionych wyżej braków, „Jadzia”, w każdym razie, nie jest anachronizmem tematycznym, i obliczona jest na kulturalniejszą publiczność niż przekupnie z Kercelaka, o których względy głównie dbają nasi producenci fars, takich jak naprz. „Fredek uszczęśliwia świat” i „Bolek i Lolek”.
Stef. H. [Stefania Heymanowa], „Z życia ekranu”, „Bluszcz” 1936 nr 42 s. 15-16
Autorzy tego filmu wykazali chwalebną dbałość o ciągłą zmienność treści plastycznej ekranu. Oko widza nie spoczywa zbyt długo na jednym i tym samym obrazie, lecz widzi co raz to inne tło dla poczynań aktorskich. Nie jest to już – jak dawnie bywało – fotografowanie osób rozmawiających, które stoją, lub siedzą, w pewnej odległości przed obiektywem aparatu; reżyser teraz każe się ruszać aktorom, operator także nie zagrzewa zbyt długo miejsca. Unikano jak ognia przydługich rozmówek przy stole, nie uniknięto jednak powierzenia słowom tego, co w filmie zgoła w inny sposób winno być wyrażone. Cały dowcip tego utworu, który pragnie być wesołym, mieści się w dialogach; komizmu sytuacyjnego, pożądanego w teatrze, a wprost nieodzownego w filmie, nie ma za grosz ta opowieść o konkurencji dwu sklepów z przyborami sportowymi. Scenariusz w skrócie zawiera materiał zupełnie możliwy do komedii, mimo to nie zdołano z niego wykrzesać dobrego tempa akcji, ani też posłużyć się wymową zręcznie kontrolowanych scen. W rezultacie, choć wcale niezgorszy w swej treści plastycznej, film robi wrażenie niemrawego. Mimo wysiłku za strony aktorów, senna atmosfera dopiero pod koniec się ożywia, dzięki dobremu filmowo, choć nie oryginalnemu pomysłowi z manekinem. W tym momencie film poczyna przemawiać do widza własnym językiem i od razu znajduje zrozumienie. Niestety, trwa to zbyt krótko. Rolę tytułową zagrała p. Smosarska. Ani uroda, ani temperament artystyczny nie predestynują pani Smosarskiej do takich ról. Pan Żabczyński ma urodę, którą określamy słowem: przyjemniaczek. Osobiście wolę inny typ amanta. Z postaci komicznych najbardziej lapidarny filmowo był Orwid. Fotografia inż. Gniazdowskiego, jak zwykle, dobra.
Kandyd, „Film”, „Myśl Narodowa” 1936 nr 32
(…) O wiele gorzej jest z Apollem, obecnie trzecim obok Pana i Capitolu kinem, które zdaje się będzie się opierać na polskich filmach. Nowy kicz („Jadzia”) Blokfilmu w opracowaniu Krawicza dowodzi naocznie, że nie poszliśmy ani o krok naprzód poza dalszym postępem w stronie technicznej. Kardynalne błędy pozostały przede wszystkim w montażu, na skutek czego widać wiązania scen i brak wszelkiego rytmu, a potem w aktorach. Brak ciągłości gry, do której przywykli w teatrze sprawia, że nie potrafią „wskoczyć w nastrój” i odstawiając swoje kawałki robią to albo sztucznie albo zgrywają się ponad miarę cierpliwości wytrawniejszego widza. Publika się krzywi, ale publiczka przyjdzie – a to przecież grunt. Kasa murowana – no nie? Nie chodzi przecie o poziom, ale o forsę.
Andrzej Mikułowski, „Otwarcie sezonu”, „Prosto z mostu” 1936 nr 41 s. 7
„Wesołe widowisko mieli przed kilku dniami członkowie Oficerskiego Klubu Wioślarskiego na Wiśle. Do klubu tego wybrało się godne i wesołe towarzystwo braci aktorskiej. A więc: Smosarska, Żabczyński, Koszutski, 10-letni Ziutek Kudła, reżyser Krawicz, operator Gniazdowski wraz z całym personelem technicznym. Na znak reżysera Krawicza Jadzia Smosarska wraz z Ziutkiem Kudłą wsiedli do rasowej łódki i wyruszyli na wodę. Gdy łódź oddaliła się od brzegu – nagle skoczył do wody Żabczyński i klasyczną »żabką« popłynął w stronę Smosarskiej. Gdy był już blisko łodzi, zaczął coś bardzo »gęsto« opowiadać Jadzi, która nie zwracała najmniejszej uwagi na jego słowa. Nie pomogła nawet interwencja małego Ziutka. Wtem Żabczyński zanurzył się, po chwili wypłynął na powierzchnię i zaczął wołać o pomoc. To poskutkowało. Smosarska, sądząc, że »Żaba« istotnie tonie, zaczęła krzyczeć: »Na pomoc! Na pomoc!«. Ale łódź motorowa, która jechała wślad za Smosarską, jakoś dziwnie zachowywała obojętność na te wołania. Nie na żarty zdenerwowana i przestraszona Smosarska, pomogła Żabczyńskiemu dostać się do jej łódki, która przytem omal się nie wywróciła. Dopiero, gdy Olek był już bezpieczny – podpłynęła motorówka, w której siedział inż. Gniazdowski wraz z asystentem. Cała ta scena była z góry ukartowana przez reżysera Krawicza. […] Będąc w zmowie z operatorem i Żabczyńskim, nie wspomniał ani słowem Smosarskiej o tem, że »Żaba« będzie symulował tonięcie. Chodziło mu bowiem, o jak największy naturalizm tej sceny”.
„Wesołe widowisko na Wiśle podczas nakręcania filmu »Jadzia«”, „Film” 1936, nr 15.
Wielka popularność sportu w naszem społeczeństwie nie wymaga uzasadnienia. Wiedzą o tem starzy i młodzi. W europejskiej i amerykańskiej produkcji filmowej, sport jest często tematem wielu doskonałych filmów. U nas wypadki te są bardzo rzadkie. A szkoda, tło jest wdzięczne i może liczyć na ogromne zainteresowanie szerokich rzesz kinomanów. Oceniła ten fakt należycie wytwórnia „Blok Muza-film” i do najnowszej swojej filmowej komedji muzycznej pt. „Jadzia” wprowadziła kilka doskonałych momentów sportowych, jak wioślarstwo i tenis. Na tem tle wpleciono do filmu kilka niezwykle udanych scen, w których przyjmują udział: nasza czołowa gwiazda Jadwiga Smosarska, amant Aleksander Żabczyński, komik Eugenjusz Koszutski i dawno już niewidziana na ekranie piękna Wanda Zawiszanka. Smosarska, Żabczyński i Koszutski popiszą się swojemi umiejętnościami z dziedziny wioślarstwa i pływania, zaś Zawiszanka – na korcie tenisowym. W ogóle element sporty jest poważnie reprezentowany również w scenariuszu, albowiem zabawny i przekomiczny konflikt rozgrywa się na tle walki konkurencyjnej między dwiema firmami przyborów i sprzętu sportowego.
„Element sportu w filmie «Jadzia»”, „Gazeta Gdańska” 1936 nr 199
Nie będzie w tem przesady, jeśli powiemy, że film z czołową gwiazdą polską, Jadwigą Smosarską jest naprawdę przedmiotem zainteresowań najszerszych mas. Dookoła nowego filmu tej artystki, mianowicie dookoła filmowej komedii muzycznej p. t. „Jadzia” stopień zainteresowania znacznie się wzmógł, ponieważ obraz ten – jak krążą uporczywe wieści – wyjątkowo udał się wytwórni „Blok-Muzafilm”. Chodzi mianowicie przedewszystkiem o oryginalny scenariusz, obfitujący w mnóstwo kapitalnych pomysłów, zabawnych perypetyj, doskonałych kawałów i dużo humoru. Drugą zaletą scenariusza jest, że wprowadzono do niego element nowy, mianowicie – trochę sportu. Reżyseria wytrawnego i kulturalnego realizatora, Mieczysława Krawicza, poszła po linii wydobycia a artystów maksimum możliwości odtwórczych. Rolę tytułową w filmie „Jadzia” gra Jadwiga Smosarska. Na temat naszej czołowej gwiazdy filmowej napisano już tomy. To nazwisko, działające jak magnes na niezliczone masy kinomanów – nie wymaga już nawet pochwał. Partnerem Smosarskiej jest najurodziwszy bodaj dziś amant filmowy, Aleksander Żabczyński. Inne role czołowe w tym filmie odtwarzają Mieczysława Ćwiklińska, Janina Janecka i Wanda Zawiszanka. Role męskie grają: Michał Znicz, Józef Orwid, Stanisław Sielański i nowy amant Jerzy Liedtke. Jeśli dodamy, że operatorem był inż. Zbigniew Gniazdowski, że ogólne kierownictwo sprawował Stanisław Szebego, że muzykę napisał Fred Scher – będziemy mieli pełny obraz doskonałego zespołu, który stworzył przemiłą i wesołą komedię muzyczną.
„Jadzia już na ekranie!”, „Światowid” 1936 nr 38
Urządzenie wnętrz sklepów sportowych oraz artykuły sportowe zapewniła firma Żebrowski i Czajkowski ul. Bracka 6. Torebki damskie dostarczyła firma J. Płończaka ul. Mazowiecka 2, natomiast auto wypożyczyła firma Tatra-Auto.
Samochód Jana Okszy to Tatra 75 Kabriolet.
Widelec, którym Tarski rzeźbi w maśle, to plater Fraget – fason gładki.
Znakomity film z udziałem największej polskiej gwiazdy dwudziestolecia międzywojennego, królowej srebrnego ekranu – Jadwigi Smosarskiej. W obsadzie najpopularniejsi aktorzy przedwojennej polskiej kinematografii – m.in. Mieczysława Ćwiklińska, Aleksander Żabczyński, Stanisław Sielański, Michał Znicz. Doskonale napisany scenariusz porusza modną w drugiej połowie lat 30. tematykę sportową.
Jak twierdzi prof. Małgorzata Hendrykowska, autorka biografii Jadwigi Smosarskiej, postać grana przez aktorkę uosabia także zmiany obyczajowe dokonujące się w ówczesnej Polsce. Miejsce gorącej patriotki, szlachetnej panny ze dworu zajmuje nowoczesna, niezależna kobieta, businesswoman, która z odwagą podejmuje wyzwanie mężczyzny z konkurencyjnej firmy. To pewna siebie szefowa firmy, wysportowana Europejka. „Jadzia” to niewątpliwie jeden z najważniejszych filmów w dorobku Smosarskiej, aktorki, której wielką i ciekawą karierę przerwała wojna.