Popularna w roku 1952 piosenka Władysława Szpilmana „Dobry fach” mówiła o „złotym piasku z wiślanego dna”, na który przy odbudowie Warszawy „tysiąc nowych domów czeka”. Dzisiaj socrealistycznego przeboju nikt już nie pamięta, ale w kadrach Polskiej Kroniki Filmowej można zobaczyć, jak odradzało się po wojnie kompletnie zrujnowane miasto, odbudowywane głównie siłą mięśni ludzkich i żmudną, fizyczną pracą niegdysiejszych fachowców, m.in. wiślanych piaskarzy (PKF 38/46).
Rekonstrukcja stolicy odbywała się w warunkach niebezpiecznych, z narażeniem zdrowia i życia. Budowlańcom groziły zarówno niewypały poukrywane w stertach gruzu, jak i prowizoryczne warunki pracy pośród prymitywnego „lasu rusztowań” (PKF 38/48). Liczne trudności i spartańskie warunki socjalne robotników nie osłabiały jednak społecznego zapału odbudowy. W ciągu zaledwie czterech lat od wyzwolenia do stolicy zjechało 600 000 mieszkańców. Od pierwszych powojennych miesięcy Kronika towarzyszyła porządkowaniu ruin (PKF 17/46), wytyczaniu nowych ulic i dzielnic, wiele miejsca przeznaczała na reportaże z błyskawicznej odbudowy, prowadzonej w przysłowiowym „warszawskim tempie” (PKF 18/50).
W odróżnieniu od wszystkich innych europejskich stolic (oprócz Berlina) w latach 40. warunki życia w Warszawie były wyjątkowo skromne. Do standardu należały zagospodarowane piwnice (PKF 18/51), normą była wyjątkowa ciasnota (PKF 34/46) i wykorzystywanie na potrzeby noclegowe również lokali urzędowych. Jeszcze w roku 1958, na fali odwilży, Kronika pokazywała mizerię mieszkaniową i powszechne zagęszczenie (PKF 5A/58). A jednak mimo tych mankamentów miasto szybko powracało do życia, nęcąc Polaków rodzącym się socrealistycznym blichtrem, jakże jednak odmiennym od przedwojennej elegancji. W specjalnie redagowanym cyklu pod nazwą Biuletyn Odbudowy Stolicy, PKF donosiła o postępach działań. „Pan prezydent żywo interesuje się szczegółami pracy” – informowała Kronika w wydaniu PKF 27/48, pokazując Bolesława Bieruta na budowie trasy W–Z.
W przedstawianiu stołecznych tematów specjalizował się szczególnie jeden z operatorów Kroniki – Karol Szczeciński, nazywany „wszędobylskim kronikarzem Warszawy”, który trafiał z kamerą, często z narażeniem życia, na każdą budowę, także na iglicę Pałacu Kultury i Nauki (PKF 53/49, PKF 36/53). Jego materiały były oryginalne, fotogeniczne i… niepowtarzalne. Jako jedyny w PKF posiadał bowiem zezwolenie na wykonywanie zdjęć lotniczych, surowo potem selekcjonowanych przez cenzurę. Do zachowanych perełek zaliczyć też trzeba zdjęcia „parterowej Marszałkowskiej”, czyli ciągu sklepów, w których odradzała się – niestety na krótko – prywatna inicjatywa (PKF 17/46), czy zapis koncertu, jaki popularny piosenkarz Mieczysław Fogg dał tłumowi spragnionych rozrywki mieszkańców (PKF 7/54).
Przez pewien czas operatorzy odnotowywali elementy podmiejskiego folkloru. Miejscem zupełnie wyjątkowym była restauracja „W schronie u marynarza”, należąca do niejakiego bosmana Andruszkiewicza, który w okolicach Portu Praskiego serwował zapewne typowo warszawskie dania: flaki i potrawkę z minoga, popularnego przed wojną mięczaka poławianego przez biedotę w zakamarkach Wisły (PKF 15/48). W odróżnieniu od dzisiejszych realiów rzeka była ważną arterią odradzającego się miasta. Z kilku portów i przystani zlokalizowanych na obu brzegach w letnie niedziele wypływały statki wiozące mieszkańców na Bielany – popularne miejsce majówek (PKF 25/48) – a nawet w daleką, czterdziestogodzinną podróż do Gdańska lub Tczewa (PKF 12/46). Czasami statki zabierały strudzonych robotników w wypoczynkowe, kilkudniowe rejsy w górę i dół rzeki (PKF 28/50), co wcale nie naruszało spokoju pozostawionych na brzegu miłośników kąpieli (PKF 32/51).
Rozrastająca się szybko Warszawa kusiła przybyszów, w tym uczestników licznych niedzielnych wycieczek do stolicy, wieloma atrakcjami (PKF 48/49). Były wśród nich trolejbusy otrzymane w darze od Związku Radzieckiego (PKF 3-4/46), na placach budowy odbywały się potańcówki (PKF 27/51), na Służewcu już w połowie 1946 roku otwarto wyścigi konne (PKF 22/46), zaś miłośnicy sportu mogli podziwiać sukcesy Emila Zátopka, czeskiego biegacza triumfującego na dystansie pięciu kilometrów (PKF 21/49).
„Odbudowa Starego Miasta”, PKF 32/51
„Odbudowa Starego Miasta”, PKF 32/51
Oprócz życia kulturalnego, odbudowanych teatrów i filharmonii, silnym magnesem ściągającym młodzież do stolicy były wyższe uczelnie, które rozpoczęły działalność jeszcze wiosną 1945 roku w niewiarygodnie prymitywnych warunkach lokalowych (PKF 36/45). Głód wiedzy, ale i rozwój szkolnictwa, był taki duży, że już trzy lata później Kronika mogła poinformować o poprawie warunków życia żaków, co uczyniła w reportażu „Tydzień studenta”. „Dzięki staraniom państwa – informował lektor – warunki życia i pracy młodzieży akademickiej ulegają stałej poprawie”, podczas gdy kamera portretowała mieszkankę bursy Dziekanka podczas nauki i w czasie wolnym. „Państwo i społeczeństwo nie ustają w staraniach, by jak najwięcej koleżanek panny Krysi znalazło mieszkanie w bursach i korzystało ze stypendiów” – dowiadywali się widzowie PKF 46/48. Miłośnicy techniki mogli natomiast za pośrednictwem Kroniki już w 1951 roku poznawać kulisy eksperymentalnej telewizji, do której przekonywał z ekranu popularny felietonista „Expressu Wieczornego” i piewca podmiejskiej gwary Stefan Wiechecki „Wiech” (PKF 23/47).
„Każdy mieszkaniec stolicy pragnie przyłożyć własnoręcznie cegłę do odbudowy Warszawy” – objaśniał komentarz do ujęcia prezentującego eleganckie panie w kapeluszach podające cegły na budowie szybkościowego domu (PKF 38/49). Na efekty tej pracy nie trzeba było długo czekać. W 1958 roku reżyser Andrzej Munk zrealizował interesujący dokument na barwnej taśmie pt. „Spacerek staromiejski”. Przedstawiał w nim uroki warszawskiego życia w wyidealizowanej, bajkowej formie, pokazując to, co w centrum stolicy odbudowano w pocie czoła. W 1956 roku, z okazji Święta Odrodzenia Polski, Kronika na fali eksperymentu opracowała jeden z tematów lipcowego wydania w kolorze, omawiając sukcesy odbudowy i pokazując efektowną defiladę, która odbyła się w stolicy (PKF 31/56). A że przy okazji nieco ubarwiła nie tylko obraz, ale i rzeczywistość, to już inna sprawa. Także na redaktorów atmosfera najważniejszego w kraju miasta działała z dużą siłą. W końcu „wiadoma rzecz – stolica!”.