Inspirowana operą Moniuszki historia tragicznej miłości. Piękna góralka Halka zakochuje się w bogatym szlachcicu, Januszu, odtrącając adorującego ją Jontka. Wkrótce jednak dziewczyna boleśnie przekonuje się, że miłosnym obietnicom panicza nie można wierzyć…
O względy Halki, ukochanej wnuczki starego młynarza, zabiega góral Jontek. Dziadek też przychylnym okiem patrzy na młodego mężczyznę. Pięknej dziewczynie czegoś jednak w życiu brakuje, często przychodzi nad staw nieopodal dworu. Któregoś dnia pojawia się tam Cyganka – wróży Halce z ręki, przepowiadając, że czeka ją zarówno dużo radości, jak i cierpienia. Tymczasem do domu, po skończonej w mieście edukacji, wraca panicz z dworu, Janusz Odrowąż. Jego matka, w porozumieniu z sąsiadem, bogatym Stolnikiem, zaplanowała przyszłość syna. To właśnie Janusza Halka spotyka nad stawem – panicz chce poznać bliżej piękną góralkę, ona więc zaprasza go na niedzielną zabawę we wsi. Dziewczyna starannie przygotowuje się na to spotkanie, a dziadek prosi, by była przyjazna Jontkowi. Kiedy na zabawie pojawia się Janusz, Halka porzuca dla niego towarzystwo – pokazuje paniczowi figurę Matki Boskiej, a potem razem idą w góry. Jontek, widząc ich razem, może tylko wyśpiewać swój żal Pieninom.
Nadchodzi czas sianokosów. Pracujących w polu odwiedza Janusz, rozmawia z zapłakaną Halką – ich romans okazuje się brzemienny w skutki. Odrowążyna wie o każdym kroku syna, któremu teraz mówi o układzie ze Stolnikiem: jego córka Zosia ma poślubić Janusza. Dlatego matka wysyła go z wizytą do sąsiada. Młodzieniec zgadza się jechać, ale zapowiada, że swojego serca nie odmieni. Jednak już w drodze do dworu Stolnika spotyka jadącą powozem piękną dziewczynę, której urokowi trudno mu się oprzeć – i wkrótce okaże się, że to właśnie Zosia Stolnikówna.
Mijają kolejne miesiące, Halka rodzi dziecko i wciąż czeka na ukochanego. Jontek, który musi znosić kpiny innych górali, przychodzi do niej, żeby powiedzieć o planowanym ożenku Odrowąża. Dziewczyna, nie mogąc w to uwierzyć, biegnie do dworu: od służącej dowiaduje się, że panicza nie ma. Halka – nie wiedząc, że Janusz właśnie wyznał miłość Zosi – prosi Jontka, żeby zaprowadził ją do domu Stolnika. Zostawia dziecko z dziadkiem i razem płyną Dunajcem. Stolnik urządza właśnie huczne zaręczyny córki z Odrowążem. Narzeczeni wychodzą do parku, gdzie zastają płaczącą pod drzewem Halkę. Janusz odsyła Zosię, a góralce każe przyjść wieczorem pod krzyż, gdzie – jak obiecuje – wszystko jej wyjaśni. Z Jontkiem czekają całą noc, ale mężczyzna się nie pojawia. Udręczona Halka nie wytrzymuje: biegnie do dworu Stolnika, gdzie goście o świcie tańczą białego mazura i upada do nóg ukochanego. Odrowążyna reaguje gwałtownie, żądając wyprowadzenia dziewczyny. Janusz, po chwili wahania, odsuwa się od klęczącej Halki i każe jej odejść. Wygnana, bliska szaleństwa, błąka się po okolicy, trafiając pod klasztorną furtę, gdzie pada nieprzytomna. Leżącą znajdują zakonnice.
Pod ich opieką powoli wraca do zdrowia, modli się. Tęsknota za dzieckiem każe jej jednak opuścić klasztor i wrócić do domu. Za późno: niemowlę nie żyje. Przy małej trumience siedzą dziadek i Jontek. Zrozpaczona Halka idzie do kościoła, gdzie właśnie odbywa się ślub Janusza z Zosią. Modli się więc pod figurą Matki Boskiej, a potem wspina na urwisko – to samo, na którym była z wiarołomnym ukochanym – by rzucić się stąd w nurt Dunajca. Jej ciało z rzeki wyławia Jontek. Z martwą Halką na rękach, z zapłakanym młynarzem u boku, idzie naprzeciw Janusza i jego świeżo poślubionej żony.
„Temat »Halki« (klasyczny panicz i dziewczyna) był świeży, a może nawet prawdziwy w dobie sentymentalno-filantropijnej ludowości w sztuce. Choć przypuszczamy, że i wtedy był raczej operowy, niż życiowy. Dziś – nie przekona nikogo. Szczerość i prawda uczucia, która dla polskiego ucha i serca pewnie i za 100 lat nie będzie przebrzmiała tkwi we wdzięcznych, skowrończych motywach pieśni – dziedzina dla filmu niedostępna. Cóż więc zostaje z »Halki« dla reżysera filmowego? Nic. I oto film dał nam wspaniałe zdjęcia gór, wśród których niewiadomo naco i poco snują się zbytecznie całkiem ludzie. »Halka« jest żywą przestrogą dla reżyserów filmowych, by ostrożnie poczynali sobie z użytkowaniem tematów literackich. Należy dobrze sobie uprzytomnić, jakie wartości kinetyczne da się wyciągnąć z danego utworu, nim przystąpimy do jego realizacji”.
„Film. Ilustrowany Kurier Kinematograficzny”, 1930, nr 3.
„Mamy więc kino-operę. Wprawdzie nie w ścisłem tego słowa znaczeniu, bo nie film dźwiękowy, tylko niemy z odpowiednią ilustracją muzyczną, ale – rezultat jest zupełnie analogiczny. Sądzimy nawet, że każdy prawie film dźwiękowy, muzyczno-śpiewny dałoby się zastąpić przez niemy tj. jego wizualną tylko część i odpowiedni akompanjament wykonany przez zespół instrumentalno-wokalny. Najbardziej wartościową częścią samego filmu są jego śliczne zdjęcia górskie. Z wykonawców na pierwszy plan wysuwają się: p. Meglicki jako stary młynarz, p. Zorika Szymańska jako Halka, reszta w lepszych wypadkach – poprawne. Z pomysłów reżyserskich najbardziej może kinowa jest scena z kwiatami, które z rąk zakonnicy padają na Halkę u jej stóp w furcie klasztoru leżącą”.
(x.), „Halka”, „Nowy Dziennik”, 1930, nr 50, s.14.
„Piękno gór wydobył po mistrzowsku reżyser Konstanty Meglicki i operator Andruschin w filmie »Halka«. Plenery zachwyt budzące, prześliczne. Postać starego górala, stworzona przez Meglickiego na miarę nieprzeciętną. Zorika Szymańska bardzo dobra w roli Halki; wogóle jest to artystka bardzo obiecująca, nawskroś fotogeniczna, typ urody uduchowiony. Harry Cort słaby. To »książątko« nie umie jeździć konno. Po cóż było narażać go na despekt, każąc mu w dodatku jeździć wierzchem na kiepskiej szkapie w kostjumie? To już wina reżysera. Harry Cort bowiem zapowiadał się nieźle i z powodzeniem może grać niektóre role. Film na ogół raczej dodatnie wywiera wrażenie, choć obciążony jest balastem teatralności. Na usprawiedliwienie p. Meglickiego można zaznaczyć, że jednak »Halka« przetransportowana na ekran z opery nie była tak łatwym tematem, jakby się to wydawać mogło. Trzeba było nadbudować akcję, to i owo zmienić. W każdym razie utrzymuję w mocy zdanie, wyrażone w jednej z poprzednich recenzji (o »Magdalenie« [wcześniejszy film reżysera – przyp. red.]), że p. Meglicki ma niewątpliwy talent aktorski i reżyserski i że wolno się po nim spodziewać coraz lepszych obrazów, tembardziej, że jest to jeden z pracowitszych naszych reżyserów”.
„Na srebrnym ekranie”, „Świat”, 1930, nr 2.
„Próbę zasługującą na uznanie i poparcie, uczyniło kierownictwo Kinematografu Miejskiego (w Wilnie), wprowadzając na srebrny ekran polski film, którego treść, dopełniona scenami epizodycznemi i łączącemi główniejsze momenty znanej powszechnie fabuły z libretta opery »Halka«, daje ładne i urozmaicone widowisko tak sympatyczne swą prawdziwą swojskością. Może dałoby się wytknąć małe niedociągnięcia reżyserskie lub w kostjumach i rekwizytach, lecz są to małe braki w porównaniu do wielu zalet. Przedewszystkiem znakomite wykorzystanie prześlicznego krajobrazu Pienin z malowniczemi brzegami Dunajca zachwycać musi każdego, komu nie obce jest wyczuwanie piękna przyrody. Niezwykle też interesujące są sceny z życia prawdziwych górali, z przepyszną postacią starego »kobziarza«. Trzeba się naprawdę cieszyć, że nasza wytwórczość filmowa, będąca jeszcze w zaczątku i nie mogąca rozporządzać tak dużemi środkami pieniężnemi, jak przedsiębiorstwa obce, a zwłaszcza olbrzymie miljonowe koncerny amerykańskie, potrafiła zdobyć się na wysiłek uwieńczony rzetelnie zdobytem powodzeniem".
Michał Józefowicz, „»Halka« na ekranie”, „Słowo”, 1930 nr 41, s.3.
„Film »Halka« wyświetlany jest obecnie niemal we wszystkich miejscowościach w Stanach Zjed. Am. Płn. zamieszkałych przez Polaków. Dotychczas ukazał się już w Chicago, New Yorku, Milwaukee, Buffalo, Cleveland i Detroit. Amerykańscy producenci filmowi, którzy byli na przedstawieniu »Halki« oświadczyli, że gdyby bohaterka filmu, Zorika Szymańska, znała język angielski, mogłaby zagrać w amerykańskim filmie. Film ilustrowany jet muzyką z opery w mistrzowskim wykonaniu Polińskiej-Lewickiej i Ignacego Dygasa. Nad program wyświetlane są zdjęcia Ign. Czałczyńskiego z obchodu polskiego w New Jorku. Film ten jeszcze w tym sezonie ukaże się w Brooklynie, Filadelfji, Newarku, Passaic, Bayon, poczem organizatorzy udadzą się do Polski w sprawie zakupu filmów”.
„Dowiadujemy się z Ameryki że...”, „Kino”, 1931, nr 26 s. 7.
Po premierze „Halki” w czasopiśmie „Kino dla Wszystkich” (1930 nr 4) ukazał się wiersz Leo Belmonta – poety, pisarza i dziennikarza – zadedykowany grającej tytułową rolę Zorice Szymańskiej.
„Pod wrażeniem Halki na ekranie”
Pani Zorice Szymańskiej
Czy bezpowrotne sny młode giną,
Jak zgasłych ognisk rozwiany dym?
Tyś mi odpowiedź dała, Zoryno,
A za to w hołdzie splatam Ci rytm.Za młodych lat mych w marzenia czyste
Wnikały zjawy w godzinie łask…
Śniłem przejasne włosy złociste,
Przebranych oczu czarowny blask.Dawno już legły sny młode w grobie
I zmilkł nad niemi żałobny tren…
A jednak dziś ujrzałem w Tobie
Ucieleśniony lat młodych sen."Reżyser Konstanty Meglicki, w międzywojniu właściciel własnej wytwórni filmowej i szkoły aktorskiej, w czasie wojny z narażeniem życia ratował Żydów. Pośmiertnie otrzymał medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. W czasie wojny poślubił też – legalizując trwający od lat 20. związek - Zorikę Szymańską.
Jedna z trzech polskich przedwojennych ekranizacji opery Stanisława Moniuszki. Film zrealizowano jeszcze jako niemy u progu ery dźwiękowej. W 1932 roku, zgodnie z panującą ówcześnie modą, obraz został udźwiękowiony. Partie Jontka zaśpiewał Władysław Ladis-Kiepura, brat Jana, Halki zaś – Zuzanna Karin. W nagraniu wzięli także udział artyści Opery Warszawskiej.