Trzech mężczyzn otwiera bagażnik furgonu. Pokrywa silnika. Oględziny podwozia. Samochód podczas jazdy terenowej. Pobicie rekordu szybkości na motorze SFM Junak. Motocyklista zakłada kask. Wsiada na motocykl wyposażony w aerodynamiczną obudowę. Stopery w rękach sędziów. Junak na szosie. Widzowie. Motocyklista. Stopery. Kobieta wyglądająca z okna samochodu. Motocyklista.
00:00:00:15 | Napis: „Żuk i Junak”. Mężczyźni odchylają plandekę FSC Żuka A3. Wchodzą do niego. Robią przegląd. |
00:00:18:02 | Żuk przemierza pagórkowaty teren. |
00:00:41:02 | Prezentacja możliwości motoru marki Junak M07. Pomiar czasu, pobijanie rekordu szybkości 150 km/h. |
Ten pożyteczny żuk rozplenił się już na dobre w naszym kraju. Fabryka Samochodów Ciężarowych w Lublinie montuje seryjnie furgonetkę z silnikiem warszawy. Młodszy brat znanej i cenionej nysy. Nośność ‒ 900 kilogramów, szybkość ‒ 90 kilometrów na godzinę i wcale niezłe możliwości terenowe. Żuki jeżdżą przeważnie w służbie naszego handlu. Do przewozu drobnicy znacznie szybsze i oszczędniejsze od wielotonowych kolosów. Nowy rekord szybkościowy Polski. Łódzko-szczeciński junak wyrasta na maszynę dużej klasy. Na szosie koło Malborka, seryjna maszyna na zwykłym paliwie. Dodano tylko oprofilowanie. Za kierownicą znany zawodnik Franciszek Stachewicz. Junak uzyskał rekordową szybkość 150 kilometrów na godzinę.
Chociaż wiele wytworów PRL-u cieszy się dzisiaj sympatią kolejnych generacji, a nawet zyskuje miano kultowych, tylko niektóre wytwory socjalistycznej gospodarki postrzegane mogą być jako ciągle funkcjonalne i przydatne w życiu. Do takich rarytasów z pewnością należy junak, ciężki motocykl produkowany w latach 1956‒65 w fabrykach w Lublinie i Szczecinie. Osiągający prędkość do 150 kilometrów na godzinę, był kiedyś niezawodnym pojazdem Milicji Obywatelskiej, która jeździła maszynami wyposażonymi w doczepny wózek pasażerski. Motocykl świetnie się sprzedawał i nadal sprzedaje: w czasach Gomułki jako produkt eksportowy polskiej motoryzacji, dzisiaj – jako marzenie kolekcjonerów, także z uwagi na charakterystyczny harlejowski odgłos pracy silnika. Nieco gorzej powiodło się dostawczemu żukowi, który przez dekady utrzymywał na chodzie krajowy system zaopatrzenia detalicznego. Wyprodukowany w sumie w liczbie pięciuset tysięcy egzemplarzy, w nowym wieku znalazł szybko lepszych następców i szybko popadł w zapomnienie. Atmosferę codziennego życia u schyłku lat 50. świetnie utrwaliła Kronika, konstruując omawiane tu wydanie głównie z tzw. michałków – ciekawostek, pośród których nie zabrakło reportażu z „najbardziej zmechanizowanej poczty na świecie” (w Waszyngtonie) czy z „paryskiego” koncertu odbywającego się w legendarnym niegdyś warszawskim klubie studenckim Stodoła. (MKC)