Zegarmistrz Tictacus montuje nowy, wzbudzający zachwyt mieszkańców zegar. W poznańskim ratuszu trwają właśnie przygotowania do uczty, na której ma się pojawić znakomity gość – wojewoda. Nęcące zapachy wabią młodego żaka Marcinka do ratuszowej kuchni, gdzie kucharze przygotowują pieczeń, mającą być ozdobą stołu. Zamiast wojewody na ucztę przybywa wojewodzina wraz z córką i jej kotkiem. Tymczasem w kuchni strażnik nie dogląda pieczeni, która się przypala. Winowajca postanawia znaleźć inną zwierzynę na główne danie. Porywa dwa koziołki, które pasą się obok domu ubogiej wdowy. Marcinek ratuje je przed zakusami strażnika, ukrywając je na wieży ratusza. Pod wieżą gromadzi się tłum, przybywa również wdowa domagająca się zwrotu swoich koziołków. Koziołki o godzinie dwunastej ukazują się na wieży. Tłum wiwatuje na ich cześć. Film spina klamra nakręcona w autentycznych plenerach poznańskiego rynku. (KW)
Koziołki na wieży
Koziołki na wieży
Loading the player ...
Polska
1964
Czas trwania:
całość: 0:11:28
, fragment: 0:04:57
Reżyseria: Janina Hartwig
Zdjęcia: Eugeniusz Ignaciuk
opis filmu
O filmie
Legenda o dwóch koziołkach, które aby nie stać się daniem głównym na uczcie w poznańskim ratuszu, chronią się na jego wieży. W ucieczce pomaga im młody żak Marcinek.
Muzyka: Stanisław Prószyński
Scenografia: Leszek Rózga
Miejsce akcji: Poznań
zwiń zakładkę
treść
zwiń zakładkę
komentarz
zwiń zakładkę
„Koziołki na wieży” to film o prostej, czytelnej fabule, niepozbawiony humoru, przeznaczony dla najmłodszych widzów. Jak tłumaczyła reżyserka „Koziołków” Janina Hartwig, treścią filmu nie jest żadne doniosłe wydarzenie historyczne, tylko raczej wesoła anegdota na temat koziołków i magistratu, niepozbawiona jednak społecznego wydźwięku i wartości wychowawczych. Hartwig chciała wydobyć elementy groteskowe i humor. W filmie dochodzi do głosu naiwno-liryczno-ironiczny (sformułowanie Bernarda Sztajnerta) ton, często obecny w twórczości Hartwig. Lektura recenzji scenariusza „Koziołków” (znajdujących się w materiałach produkcyjnych filmu) zaskakuje, przede wszystkim dlatego, że krótki film, o dosyć jednak błahej tematyce, został aż tak gruntownie przeanalizowany. To, co nie spodobało się recenzentom to m.in. szczebiotliwość komentarza, a nawet… niewykorzystanie potencjału „romansowego” młodego żaka i córki wojewody. To, co z kolei zyskało uznanie, to delikatnie zarysowane wartości dydaktyczne, które można odnaleźć m.in. w wątku wdowy ograbionej przez strażnika, czy też krasomówczym „ględzeniu” burmistrza. Zwrócono również uwagę na obecność kilku warstw społecznych: ludu, mieszczaństwa i sfer magnackich. Tadeusz Gregner ironicznie zasugerował w swojej opinii na temat pierwszej wersji scenariusza, aby usunąć z niego kwestię wdowy, która miała w kluczowym dla filmu momencie powiedzieć „Wybije jeszcze i dla was godzina sprawiedliwości”, co według Gregnera miałoby sugerować, że rewolucję robią… właścicielki koziołków oraz same koziołki. Dziś można tylko odetchnąć z ulgą, że reżyserka zastosowała się do tej wskazówki. (KW)