Młody inżynier Fredek, wynalazca telefonu z wizjerem, postanawia zniszczyć aparat po ujrzeniu w nim swej ukochanej Irmy w czułych objęciach z obcym mężczyzną. Przyjaciele odwodzą Fredka od tej myśli. Fredek decyduje się na rozpoczęcie sprzedaży wynalazku. Szybko się jednak okazuje, że telefon z wizjerem, który miał uszczęśliwić ludzkość, przyniósł zupełnie inny efekt.
Poranek w kamienicy na Starym Mieście. Józef Bomba przychodzi z wizytą do Lucyny i jej siostry. Tymczasem w innym mieszkaniu kamienicy Fredek, po nieprzespanej nocy, kończy pracę nad swoim wynalazkiem. Fredek mieszka z bezrobotnym śpiewakiem Jurkiem. Współlokatorów odwiedza Józef Bomba, który żartuje z wynalazku, czym doprowadza do sprzeczki. Awantura sprowadza pod drzwi ciekawskich sąsiadów. Bomba wraca do mieszkania. Wkrótce pojawia się tam także podekscytowany Fredek, który oznajmia, że zakończył pracę nad wynalazkiem – telefonowizjerem. Dzięki niemu można oglądać rozmówcę, do którego się telefonuje. Fredek wykonuje pierwsze połączenie do swojej narzeczonej Irmy. Nie mówi jednak ani słowa, ponieważ widzi Irmę z innym mężczyzną. Próbuje zniszczyć urządzenie, ale na przeszkodzie staje mu Bomba. Fredek zdradza znajomym, co zobaczył. Bomba także próbuje skorzystać z wynalazku. Dzwoni do dyrektora wytwórni filmowej, do którego wysłał scenariusz. Widzi, jak dyrektor w trakcie rozmowy wyrzuca jego scenariusz do kosza. Bomba dostrzega potencjał wynalazku i chce zacząć go sprzedawać. Aby pocieszyć Fredka, postanawia urządzić zabawę w mieszkaniu Lucyny na cześć wynalazku. Zabawa trwa w najlepsze, gdy pojawia się Irma, która chce pogratulować Fredkowi sukcesu. Ten jednak zbywa dziewczynę. Irma opatrznie rozumie jego zachowanie – myśli, że narzeczony chce ją porzucić dla Lucyny. Wychodzi wzburzona.
Irma opowiada o wszystkim matce. Rozmowę przerywa im dzwonek do drzwi. Z wizytą przychodzi Lucyna, która pragnie wszystko wytłumaczyć. Drzwi otwiera matka, a Lucyna widzi ukradkiem, jak Irmę pociesza mężczyzna, którego Fredek widział w swoim wynalazku. Odchodzi, nic nie mówiąc. Tymczasem uczestnicy przyjęcia na Starym Mieście muszą się ewakuować z kamienicy z powodu fałszywego alarmu o katastrofie budowlanej. Rozchodzi się plotka o wielu zabitych. Bomba wykorzystuje ten moment i zbiera datki na ofiary katastrofy. Wszyscy wkrótce wracają do mieszkania. Tam Lucyna opowiada Fredkowi, co widziała w mieszkaniu Irmy. Bomba zachęca Fredka, by spróbowali sprzedawać jego wynalazek jako domokrążcy. Wkrótce oboje trafiają do domu dyrektora Siennickiego. Postanawiają zademonstrować wynalazek żonie nieobecnego dyrektora. Kobieta przez telefonowizjer rozmawia z mężem, który kłamie, że jest na konferencji, a tak naprawdę spędza czas z kochanką. Wzburzona kobieta każe mężczyznom wyjść.
Domokrążcy trafiają do zamożnego kupca. Ten dzwoni do swojego buchaltera i odkrywa oszustwo – buchalter nie jest na kuracji w Otwocku, tylko z żoną. Kupiec, bojąc się następstw użycia wynalazku przez inspekcję podatkową, dziękuje mężczyznom. Fredek i Bomba wyrzucani z każdego kolejnego domu trafiają do baru, gdzie prezentują wynalazek właścicielowi. Ten dzwoni do swojego dostawcy Winkla. Widzi, jak mężczyzna dolewa do zamówionego wina wody. Właściciel jest tak zadowolony, że nakrył dostawcę na oszustwie, że stawia Fredkowi i Bombie wódkę. Goście baru również interesują się telefonowizjerem. Bomba załatwia więc u szefa baru występy artystyczne mieszkańców kamienicy, a w przerwie między występami zachęca gości baru do kupienia biletu i skorzystania z telefonowizjeru. Goście zaczynają tłumnie opuszczać bar po tym, co zobaczyli w kabinie telefonicznej. Fredek i Bomba zostają wyrzuceni z lokalu. Następnego dnia Irma odwiedza Lucynę. Kobiety rozmawiają o Fredku. Okazuje się, że mężczyzna, który przebywał u Irmy to nie jej kochanek, tylko brat, Bolek Karski. Tymczasem Bomba postanawia założyć własny lokal z telefonowizjerem. Odnosi spory sukces. W tłumie przed wejściem jest Lucyna, która niespodziewanie wpada na Bolka. Mężczyzna zaprasza ją do kawiarni, gdzie Lucyna tłumaczy mu zawiłą historię z Fredkiem. Bolek zakochuje się w Lucynie. Prosi, by wszystko wytłumaczyła Irmie.
Tymczasem okazuje się, że nowy lokal Fredka i Bomby nie ma koncesji. Policjanci aresztują ich za wywołanie zbiegowiska, ci jednak szybko wychodzą z aresztu. W stolicy, na skutek działania wynalazku, wybucha panika. Ludzie boją się korzystać z telefonów. Bomba ma nowy pomysł na zarobienie na wynalazku. Zebrał poszkodowanych telefonowizjerem i zaproponował im wykupienie wynalazku oraz jego zniszczenie. Tymczasem w mieszkaniu Fredka zjawia się Irma z Bolkiem oraz Lucyna. Opowiadają Fredkowi o tym, co zaszło. Wszystkich nakrywa siostra Lucyny. Bolek oznajmia jej, że chce się ożenić z Lucyną. Tymczasem Lucyna i Irma dostrzegają Bombę idącego wraz z delegacją, która ma nadzorować zniszczenie wynalazku. Chowają się, zostawiając Fredka samego w pokoju. Delegacja poszkodowanych przedstawia mu propozycję wykupienia i zniszczenia wynalazku. Wtedy z ukrycia wychodzi brat Irmy, który oznajmia, że już go wykupił na użytek postępu i nie zamierza go niszczyć. Delegacja odchodzi, a mieszkańcy kamienicy wiwatują na cześć szczęśliwego zakończenia. (GR)
J., „Świat”, 1936, nr 39.
„Liczne badania w kierunku stworzenia t.zw. telefonowizji zostały nareszcie uwieńczone sensacyjnym odkryciem polskiego konstruktora, Inżynier F. stworzył aparat, za pomocą którego każdy rozmówca telefoniczny może widzieć, co się dzieje u osoby, z którą rozmawia. Pokaz nowego wynalazku wypadł doskonale. Eksperymenty przeprowadzone przez grono specjalistów obfitowały w arcyzabawne epizody, gdyż rozmówcy nie wiedząc o włączeniu instalacji telefonowizyjnej, nie krępowali się prawdomównością oraz niedyskretnymi sytuacjami. Pomysł inżyniera F. został wykorzystany w przezabawnej komedii polskiej p.t. »Fredek uszczęśliwia świat«, osnutej na tle przezabawnych perypetii »telefonowizyjnych«. Wplecione w ogromnie zabawną fabułę piosenki w wykonaniu chóru kobiecych rewelersów »Te 4«, obsada najlepszych komików polskich scen i ekranów, składają się na znakomitą całość. »Fredek uszczęśliwia świat« wyświetlany jest w kinie »Europa«”.
„Sensacyjny wynalazek telefonowizyjny”, „Ilustrowana Republika”, 1937, nr 113.
„Ziembiński sili się na naśladowanie René Claira, najsubtelniejszego artysty filmowego, mistrza techniki, a nie umie powiązać fragmentów w całość i film dłuży się i nuży straszliwie, szczególnie że scenariusz oparty na doskonałym pomyśle nawet drobnej części możliwości z tego pomysłu nie wydobył, dając kicz przypominający dowcipy o teściowej z kącika humorystycznego brukowych pism”.
Andrzej Mikułowski, „Prosto z Mostu”, 1936, nr 43.
„Film nieudany. Spóźniony o te piętnaście lat, w ciągu których nauczono się praw montażu, wiązania scen, wydobywania komizmu sytuacyjnego, dowiedziano się jak długo można ciągnąć korzyści z komizmu jednej sytuacji, kiedy należy ją przerwać, czem zastąpić, czem skontrastować. Ten film wyrasta z pełnej nieświadomości tych doświadczeń. Pozatem i zdjęcia jego są szare, niepewne nie tylko w konturze, także w charakterze i nastawieniu, akcja jest senna, rzadko zabawna. A mimo wszystko w smutnym dorobku polskiej twórczości filmowej ten film nie jest pozycją bezwzględnie negatywną. Jest w nim jakiś przebłysk inteligencji. Jest trochę lepszy gatunek samego zamierzenia. Niema w nim ani jednej twarzy oślizgłej w swej »fotogeniczności«, urobionej według wzorów wystrzępionych w podrzędnych kinach amerykańskich. Są twarze nasze, spotykane na warszawskich ulicach i w warszawskich kawiarniach. Rodzaj humoru – zamierzonego – i rodzaj pointy – nieosiągniętej – zaczerpnięty jest z pijackich scenek, podpatrzonych może w szyneczkach na Marszałkowskiej lub na Nowym Świecie. Znać w tym filmie rękę reżysera nieobeznanego z aparatem filmowym, błądzącego po manowcach ekranu, lecz szukającego wyjścia z szablonu. Wykonawcy wszystkich ról to aktorzy nowi, dotąd w filmie nieznani. Pan Kondrat jako przyszły komik ekranowy zapowiada się bardzo dobrze”.
Stefania Zahorska, „Fredek uszczęśliwia świat”, „Wiadomości Literackie”, 1936, nr 43.
„Fredek zdobywa świat" [...] to farsa (przyp. aut) oparta nawet na niezłym pomyśle (skutki telewizji), ale nie umie go wyzyskać w sposób inteligentny; w ogóle scenariusz jest zupełnie dyletancki, nie warto więc o nim mówić. Reżyser (Ziembiński), też nowicjusz w kinematografii, nie umie sobie poradzić z materjałem, z którego ma film budować: sceny komiczne ciągnął w nieskończoność, gubiąc po drodze cały humor; o zestawieniach, połączeniach, kontrastach – w ogóle o sztuce montażu – nie ma mowy. Jest pewna świeżość typów (prawie sami nieznani aktorzy) i to jest chyba jedyny plus filmu. Nie wiadomo dlaczego, pomimo to, że akcja rozgrywa się wśród młodzieży akademickiej i muzycznej, główna część tekstów mówiona jest jakąś gwarą bywalców podmiejskich knajp”.
Stef. H., „Z życia ekranu”, „Bluszcz”, 1936, nr 42.
„Sensacyjny wynalazek telefonowizyjny. Inżynier F. stworzył aparat, za pomocą którego każdy rozmówca telefoniczny może widzieć, co się dzieje u osoby z którą rozmawia. Pokaz nowego wynalazku wypadł doskonale; pomysł inżyniera F. został wykorzystany przez ruchliwą wytwórnię filmową, która na tle zabawnych perypetii »telefonowizyjnych« nakręciła komedię p.t. »Fredek uszczęśliwia świat«. Obsada: Loda Halama, baryton Czaplicki (partner Kiepury z opery »Rigoletto«), Lubieńska, Fertner, Kondrat, Orwid, Wesołowski, popularny chór pieśniarek »Te 4« i inni. Film ukaże się już jutro na ekranie kina »Casino«”.
„Przed ekranem”, „Kurier Warszawski”, 1936, nr 254.
„Dzisiejsza premiera filmu »Fredek uszczęśliwia świat« w kinie »Casino« wzbudziła wielkie zainteresowanie. Film obsadzony jest przez najlepszych artystów scen i ekranu. Ilustracja muzyczna Wiktora Krupińskiego i in.”.
„Przed ekranem”, „Kurier Warszawski”, 1936, nr 255.
Efekty świetlne we wnętrzach zapewniły żarówki firmy Philips, ubrania Tadeusza Wesołowskiego dostarczyła firma F. Sach, ul. Chmielna 34, natomiast kostium Lody Halamy – firma Maison Alik, ul. Jasna 8.
Dnia 3 marca 1937 roku w warszawskiej rozgłośni Polskiego Radia Aniela Szlemińska i Jerzy Czaplicki wykonali dwie piosenki z filmu „Fredek uszczęśliwia świat”.
W kredensie mieszkania Lucyny oraz w późniejszych scenach w jej mieszkaniu widzimy serwis do kawy z fasonu „Marja” firmy Ćmielów. Koszt takiego serwisu w 1935 roku wynosił ok. 25 złotych. W mieszkaniu Irmy na stole pojawia się natomiast zestaw kawowy „Cieszyn” również z firmy Ćmielów.
In the photo: Loda Halama
Zwariowana komedia, której głównym bohaterem i zarazem przyczyną nieprawdopodobnych perypetii jest telefonowizor, wynalazek młodego genialnego inżyniera. Podglądanie mieszkańców Warszawy, które umożliwia niezwykły wynalazek, sprawia początkowo wiele problemów.
Fabuła filmu w komediowy sposób ukazuje skutki szybkiego postępu technicznego. W latach 30. ludzie dopiero przyzwyczajali się do hegemonii radia jako nowego środka przekazu, a już coraz głośniej mówiło się o telewizji. Otwarcie pierwszej polskiej stacji telewizyjnej planowano przecież już na początku lat 40. (pierwsza eksperymentalna transmisja odbyła się w Warszawie jeszcze przed wojną).
W filmie wystąpiły utalentowane i piękne aktorki – m.in. rozśpiewana i roztańczona Loda Halama oraz Karolina Lubieńska. W filmie wziął udział popularny ówcześnie zespół wokalny Wandy Vorband - Te Cztery.