Jowita

Jowita
Loading the player ...
Polska
1967
Release Date: 1967-09-29
Screenwriter: Tadeusz Konwicki
Director of Photography: Jan Laskowski
overview
About the film

Tytułowa Jowita jest mirażem, femme fatale, która pojawiając się na balu, zawraca w głowie dobrze zapowiadającemu się lekkoatlecie Markowi Arensowi. Bohater stara się odnaleźć Jowitę. Popada w obsesję na jej punkcie, z której stara się go uwolnić sympatyczna, choć przekorna, Agnieszka, studentka Akademii Sztuk Pięknych. Ich relacje stają się jednak serią nieustannych nieporozumień. Dziewczyna igra z emocjami Marka. On z kolei okazuje się niezdolny do wierności. Agnieszka porzuca w końcu swojego kochanka, wybiera stabilizację. Na pożegnanie wyznaje, że to ona była tajemniczą Jowitą.

Based on: Stanisław Dygat, „Disneyland”
Time: lata 60. XX wieku
Place: Kraków
Production Manager: Jerzy Nitecki
Rights: Studio Filmowe „Zebra”
Language: pl
Cast
Daniel Olbrychski (Marek Arens), Barbara Kwiatkowska (Agnieszka „Jowita”), Kalina Jędrusik (Helena Księżakowa), Ignacy Gogolewski (Michał Podgórski, szef Marka), Anna Pleskaczewska (lekkoatletka Dorota), Iga Cembrzyńska (prostytutka „Lola Fiat 1100”), Ewa Ciepiela (Alina, była dziewczyna Marka), Leopold R. Nowak (fotograf, znajomy Marka), Leokadia Pilarska (sąsiadka trenera Szymaniaka), Ryszard Filipski (sierżant Kosmala, znajomy Marka), Aleksander Fogiel (doktor Pluciński, prezes klubu sportowego, wuj Agnieszki), Zbigniew Cybulski (Edward Księżak, trener Marka, mąż Heleny), Marian Cebulski (rozmówca „Loli Fiat 1100”), Wanda Wiłkomirska (skrzypaczka, gra samą siebie)
hide tab
storyline

Dzwonek telefonu wyrywa z łóżka Marka Arensa, młodego architekta i sportowca. Jego przyjaciel trener Szymaniak popełnił samobójstwo.
Marek nudzi się w sali koncertowej, powraca myślami do fatalnego splotu wydarzeń.
Wspomina bal maskowy w Akademii Sztuk Pięknych i tajemniczą dziewczynę w tureckim stroju. Śledzi ją wśród tłumu, potem na ulicy zamienia z nią kilka słów. Dziewczyna zostawia go i znika. Ma na imię Jowita.
Jowita staje się obsesją Marka. Na stadionie lekkoatletycznym dochodzi do scysji z trenerem Księżakiem – Marek nie chce trenować. Prosi Artura, kolegę sportowca, by wypytał o Jowitę znajome studentki z ASP. Artur umawia go w restauracji z jedną z nich. Nie jest to jednak Jowita, lecz Alina – była dziewczyna Marka, teraz mężatka.
U znajomego fotografa pośród zdjęć z balu maskowego Marek znajduje zdjęcie Jowity.
Na dancingu, gdzie jest także trener z żoną i koledzy z klubu, Marek flirtuje z Agnieszką, studentką ASP. Intryguje go jej wyznanie, że podobno dobrze zna się z Jowitą. Kiedy znajdują się na zapleczu klubu, Marek zmienia nagle front i zaczyna całować Agnieszkę. Gdy radosny wraca nocą do domu, Agnieszka go dogania. Drażni się z nim. Zdaje się dużo wiedzieć o tym, co się wydarzyło na balu. Marek nabiera podejrzeń, ale ona zaprzecza, że jest Jowitą.
Rano Agnieszka przygotowuje śniadanie Markowi, który wygląda na zakochanego. Oglądają amatorski film z czasów, gdy Marek trenował jeszcze boks. Jest na nim Szymaniak, ten sam, który popełnił samobójstwo. Agnieszka zwierza się Markowi i opowiada o swojej pierwszej nieszczęśliwej miłości.
Relacje dwojga kochanków nie są stabilne. Na wernisażu malarstwa Marek szuka Agnieszki wśród zaproszonych, ale kiedy ją spotyka, udaje obojętność. Ona zatem wychodzi.
Marek próbuje naprawić swój błąd. Od prezesa klubu sportowego, zarazem wuja Agnieszki, zdobywa jej numer telefonu. Przypadkiem dowiaduje się też, że dziewczyna ma wyjechać. Nie traci czasu, w pośpiechu umawia się na dworcu, by pożegnać ją przed wyjazdem do Warszawy. Na dworcu spotyka też przypadkowo Michała, szefa swojej pracowni architektonicznej.
Marek przysypia na koncercie, co Agnieszka mu wypomina. Zatopiony w muzyce, wspomina kolejne epizody swego życia.
Agnieszka mieszka u Marka. Prowokuje go pytaniami o Jowitę. Marek zapewnia, że tajemnicza Turczynka już go nie obchodzi. Agnieszka igra jednak z Markiem, jakby chciała pchnąć go w ramiona Jowity.
Zapewnieniom Marka nie do końca należy wierzyć – jest znany z tego, że lubi flirtować. Helena, żona trenera Księżaka, czuje się samotna i niespełniona. Być może nadal kocha męża, ale próbuje też uwieść Marka. Marek podoba się także Dorocie, młodziutkiej lekkoatletce. Ucieka jednak przed jej zalotami.
Agnieszka zadomowiła się już u Marka. Tłumaczy mu jednak, że ze względu na rodziców nie powinna mieszkać u niego bez ślubu. Marek się oświadcza, ale Agnieszka jest oburzona. Marek nie jest w stanie tego zrozumieć.
Sentymentalne rozchwianie odbija się na sportowych wynikach Marka, co podczas męskiej rozmowy gorzko wypomina mu trener Księżak. Gdy Marek wyraża chęć wycofania się ze sportu, trener stara się przywołać go do porządku. Efekt widać od razu. O świcie Marek biega na pustym stadionie. Postanawia zakończyć romans z Heleną.
Ten sam nudny koncert. Marek przytomnieje. Helena spogląda ku niemu z innego rzędu, a ku Agnieszce spogląda Michał.
Po koncercie dochodzi do towarzyskiego zamieszania. Agnieszka wymyka się do domu. Księżak śpieszy się na pociąg. Markowi pozostaje odprowadzić Helenę. Nie może się powstrzymać, gdy w bramie Helena przytula się do niego. I jest zaskoczony, gdy niespodziewanie na pocałunku przyłapuje ich Agnieszka. Marek biegnie za Agnieszką, by wszystko wytłumaczyć, lecz dziewczyna znika. Zrezygnowany, napotyka przypadkiem lekkoatletkę Dorotę, którą zaprasza do domu. Niewinne spotkanie kończy się w łóżku.
Wszystko wydaje się stracone. Marek, jak w transie, dąży do autodestrukcji. W lokalu rzuca się na Lolę, prostytutkę, z którą przyjaźnił się zmarły trener Szymczak. Burda kończy się przybyciem milicji. Gdy znajomy sierżant chce go odwieźć do domu, Marek – w poczuciu winy – upiera się, by zabrano go na komisariat.
W więziennym waciaku Marek pracuje przy odśnieżaniu ulic. Odnajduje go Agnieszka i powiadamia o planowanym ślubie z Michałem. Wyznaje Markowi, że to ona była Jowitą. (JU)

hide tab
by author

„Utwór literacki powinien być dla reżysera jedynie pretekstem. Jestem więc za tym, by stawiać pytania: czy film jest dobry, czy zły, a nie – czy wierny książce. Pisarz zaledwie pomaga reżyserowi w ustawieniu jakiegoś konfliktu, problemu. Pobudza jego fantazję. Reżyser tworzy odrębny utwór."

„Jowita z Disneylandu. Rozmowa ze Stanisławem Dygatem”, rozmawiała Elżbieta Smoleń-Wasilewska, „Film", 1967, nr 40

hide tab
press review

„Rzeczywiście, »Jowita« jest to robota klasy europejskiej: wykorzystanie aktorów (twarze z reguły na długo trwających zbliżeniach, w duchu kina współczesnego), ciągłość opowiadania, osiągnięta za pomocą inteligentnego montażu, koncentrującego bez przerwy uwagę widza, wreszcie fotografia Jana Laskowskiego, modelująca portrety oraz plany, na których one występują. […] Tym więcej, że »Jowita« jest pracą artysty, który bez przerwy idzie do góry, co jest anomalią trudną do zrozumienia, jako że normalna kariera polskich filmowców wygląda akurat odwrotnie, czyli od osiągnięcia w dół. […] Obecnie w »Jowicie« reżyser powraca do tematu, który najwyraźniej go pociąga, niepomyślnej miłości męskiej (vide »Do widzenia…«!), tym razem w oparciu o tekst Dygata. […] Co prawda oryginał uległ zmianie. Odpadła satyra środowiska, nacisk natomiast został umieszczony na portrecie młodego bohatera. Również ton ironiczny, i więcej, miejscami szyderczy powieści, zastąpiony został klimatem melancholii, przypominającej dzieje Cybulskiego w »Do widzenia, do jutra«. »Jowita« zapewne zawdzięcza Morgensternowi, a także wykonawcy roli głównej o nader własnej osobowości, Olbrychskiemu, nie mniej co Dygatowi; jednak założenie, jakie miał autor tekstu, było tu decydujące. […] W wersji filmowej występującej pod tytułem »Jowita«, co dowodzi, że autorzy jej zdawali sobie sprawę z odstępstwa od oryginału, satyra dygatowska została przytłumiona, zaś głównym tematem stał się życiorys sercowy młodego sportowca Marka Arensa, czyli Olbrychskiego. Piszemy »czyli«, ponieważ w filmie tym, jak bywa w sugestywnej robocie filmowej, postać zlewa się z aktorem, i promieniowanie osobiste wykonawcy staje się częścią treści nie do oddzielenia. […] Arens traci wszystkie swoje kobiety i iluzję o Jowicie także: film kończy się w punkcie zero, gdy w dodatku bohater odbywa karę więzienia za napaść na jeszcze inną kobietę, która doprowadziła do samobójstwa jego dawnego opiekuna. Jesteśmy więc w stanie daleko posuniętego mizoginizmu, czyli potępienia kobiety w ogóle – bo takie jest wrażenie emocjonalne widza, solidaryzującego się z Arensem, którego dramat oglądamy z jego punktu widzenia. […] W punkcie końcowym film wraca do ironii Dygata. Co więcej, styka się on w tym miejscu z innymi dziejami naszej sztuki, w których występuje osławiona niemożność miłości. […] »Jowita« tam więc dociera, gdzie zaczyna się dramat naszych filmów sprzed 10 lat! Tamci wciągnięci w tryby dziejów, tęsknili do miłości, na którą czasu nie było; współczesny młodzieniec Arens, któremu nie brak przygód z dziewczynami, sparzony na nich, staje na progu, za którym zaczyna się udział w społeczeństwie. I tu, i tam, w dalszej perspektywie jest życie w akcji. »Jowita« jest to znowu historia szalenie polska, mimo że na pozór na to nie wygląda.”

Zygmunt Kałużyński, „Polakowi wciąż miłość nie wychodzi”, „Polityka”, 1967, nr 38


„Ryzykownym – jeśli w ogóle w pełni wykonalnym – zadaniem jest filmowa adaptacja prozy Stanisława Dygata. O trudności przekładu decyduje oryginalny styl tego pisarza – autokrytyczny, kpiąco-melancholijny, sceptyczny wobec świata; liryczny, »zatruty« przez szyderstwo i drwinę. [...] Proza »Disneylandu« ma swoje przewrotności i subtelności, których rysunek może być wiarygodny tylko z pierwszej ręki; pewne jest, że najbardziej twórczym reżyserem filmowego »Disneylandu« Dygata byłby Stanisław Dygat. Reżyserem »Jowity«, nagrodzonym za swoją pracę w San Sebastian, jest Janusz Morgenstern. I choć jego film niewiele ma wspólnego z Dygatem, trzeba sprawiedliwie powiedzieć, że sam w sobie jest pozycją poprawną, a na tle pleniących się u nas ostatnio różnych »rozrywkowych« szkaradzieństw – wręcz miłą atrakcją. Morgenstern według własnego odczucia nakręcił film zbliżony do swojego młodzieńczego »Do widzenia, do jutra« – a więc rodzaj lirycznej opowieści o studenckiej miłości (ważne zastrzeżenie: jest to miłość zwolniona od trosk bytowo-materialnych, wyprowadzona z rzeczywistości »akademików« i osadzona w efektownym tle jazz-klubów i nocnych barów, gdzie dziewczyny muszą być piękne, a chłopcy nostalgiczni…) i o dzisiejszej obyczajowości erotycznej. Reżyser nieźle daje sobie radę z portretami młodzieńców – maskami, minami, pozami psychologicznymi, licytacjami w miłości. Dobrze też czuje klimat środowiskowy (akcja »Jowity« rozgrywa się wśród sportowców i braci artystycznej), zręcznie rozwiązuje nieproste problemy narracji (u Dygata, jak wiadomo, opowiadanie ma strukturę monologu). Reżyser jest zawsze na miejscu; nagroda za tę sprawność należała mu się zasłużenie. Gdyby mierzył swoim filmem wyżej, o czym świadczyć mogłyby różne wypowiedzi reżysera, można by wtedy wskazać, czego w »Jowicie« nie ma. Centralne pytania książki Dygata – pytanie o bycie kimś stanowiącym naprawdę o swym własnym losie – pozostały w filmie ledwie naszkicowane. Charakterystyka bohaterów, bogato zobrazowana od strony romansowych kulis, nie została postawiona jako problem psychologiczno-moralny. Reżyser opowiedział historię Marka Arensa – chłopaka, który w życiu błądzi i potyka się. Niewiele jednak powiedział o Arensie, »obsesyjnym« bohaterze Dygatowym: tym, który żyje właściwie życiem niechcianym, nie rozumiejąc jego sensu i kierunku, nie będąc nigdy pewnym, co jest przyczyną, a co skutkiem. Ta psychiczna niezborność jest właśnie wstępem do powikłań moralnych: nie można przecież sobie wyznaczać jakichkolwiek progów uczciwości i lojalności, jeśli zdąża się po ciemku w nieznany świat. […] Arens taki, jakim go Dygat odmalował w powieści: zawodowy sportowiec, który nie interesuje się sportem; niewolnik miłości, której prawdziwego znaczenia nie zna; wróg konwencji, którymi sam się posługuje, orędownik szlachetności, który nie chcąc tego, popełnia drobne i wielkie świństwa – to jest postać ciekawa i godna filmowego portretu. Idąc tym tropem, Morgenstern mógł był zrobić film pogodny i utrzymany w ciepłym tonie czy też ostry i szyderczy – o »Hamlecie na miarę powiatu«. Byłoby to w każdym razie jakieś artystyczne ryzyko, przynajmniej w myślowych intencjach pokrewne Dygatowi. Tymczasem otrzymaliśmy kulturalnie zrealizowany, przy współudziale sympatycznych aktorów – Kwiatkowskiej i Olbrychskiego – film miłosny z niebogatym zapleczem problemowym. Film Morgensterna wydaje się nam ładny, lecz błahy. Reprodukuje bowiem pewien fragment świata, zamiast borykać się z jego głębiej ukrytymi znaczeniami. A może ten ton, którego się domagamy, brzmi w powieści Dygata słabiej niż sądzą wielbiciele »Disneylandu«. Gdyby tak było i problematyka »Disneylandu« miałaby mieć tylko niezobowiązujący, opisowy charakter, wówczas reżyser byłby usprawiedliwiony.”

Rafał Marszałek, „Czym jest, czym mógłby być”, „Film”, 1967, nr 40


„Można by rzec, że czegoś takiego w chorobliwie ambitnej i przez to najczęściej pretensjonalnej kinematografii – już dawno nie było. Zaczynamy robić także »filmy dla ludzi«. […] Każdy, kto czytał »Disneyland«, zrozumie i podzieli zaraz niepokoje krytyka; co wyjść mogło bowiem z literatury dwuznacznej, którą tylko autorska ironia broniła przed przypisaniem do popularnej biblioteki »Z jamnikiem«? Tym bardzie, że tradycja adaptacji Dygatowej prozy nie nastrajała w tym względzie optymistycznie. […] Co zrobił Morgenstern? Uratowała go intuicja. Czyż można bowiem serio potraktować film, w którym Daniel Olbrychski udaje zaplątanego w świat własnych wyobrażeń, młodego sportowca? Czyż można przejąć się melodramatem Księżakowej, gdy gra ją Kalina Jędrusik? […] I urok »Jowity« polega na niewiążącej konfrontacji literackiej zabawy z filmową imprezą, będącą niczym innym, jak tylko grą pozorów. Wdzięk Olbrychskiego, który stworzył tu jedną ze swych lepszych ról, sympatyczny występ Kwiatkowskiej, czy wreszcie specyficzny klimat tła akcji, Krakowa (Morgensternowi udało się uchwycić niepowtarzalną aurę tego miasta, o czym jako eks-krakowianin autorytatywnie zapewniam) – stały się wystarczającymi atutami w ręku reżysera. […] Tak czy inaczej »Jowitę« można czytać różnie. Kto chce tam Dygatowego klimatu – ton zabawy odnajdzie. Kto poszuka melodramatu – znajdzie. Kto uczepi się postaw – odtworzy coś na kształt problemów. Wszystko w jednym filmie, z ładnymi zdjęciami Jana Laskowskiego. Czy trzeba na tę okazję coś więcej?”

Wojciech Wierzewski, „Sportowe życie Marka Arensa”, „Ekran”, 1967, nr 40

hide tab
did you know?
  • W filmie pojawia się światowej klasy skrzypaczka Wanda Wiłkomirska, występująca podczas filmowego koncertu.

hide tab
posters and stills
hide tab