1945 rok. Wiosna. Orzeszko, ofermowaty żołnierz Wojska Polskiego, wbrew rozkazom postanawia spenetrować magnacką posiadłość. Trafia tam na dziewczynę, Marusię, noszącą mundur sojuszniczego wojska. Marusia, służbistka, pilnuje piwnic pełnych beczek z winem. Ich spotkanie przerywa przyjazd sztabu generała Falkenberga. Orzeszko, dla odkupienia swoich win, postanawia wziąć generała do niewoli.
Kwiecień 1945 roku. Dwaj żołnierze jadą łazikiem do miasta, jeden z nich jest delegatem. Na skrzyżowaniu zatrzymuje ich radziecka żołnierka nadzorująca ruch. Nie chce ich przepuścić ‒ dalszy odcinek drogi jest pod ostrzałem Niemców. Polacy nic sobie jednak nie robią z jej zakazu i zaczynają uciekać. Za chwilę w ich samochód trafia pocisk. Kierowca ginie na miejscu, pasażer-delegat zostaje jedynie poturbowany.
To Wacław Orzeszko, szeregowiec ochotnik. Delegatem został wybrany nie w uznaniu zasług, lecz dlatego, że dowódca jego plutonu, sierżant Panasiuk chciał się go pozbyć. Cały pluton wierzy, że Orzeszko jest pechowcem i innym także przynosi pecha. Po odesłaniu ofermy Panasiuk powtarza hasło: „Orzeszko z wozu, koniom lżej” i z ochotą zabiera się do wykonania rozkazu przełożonego: mają złapać jakiegoś hitlerowca, który mógłby im coś powiedzieć o ruchach niemieckich wojsk. Polskie dowództwo wie, że w pobliżu ukrywa się gdzieś generał von Falkenberg ze swoimi oddziałami i zamierza przedrzeć się na odsiecz Berlinowi.
W tym czasie Orzeszko próbuje wrócić do swojego plutonu. Od podwożącego go radzieckiego kierowcy dostaje wino, które popija po drodze. Jest tak szczęśliwy, że uszedł z życiem przed bombami, że zaczyna dla zabawy wykrzykiwać niemieckie słowa. Słyszą to Panasiuk i jego ludzie. Biorą Orzeszkę za Niemca, zarzucają na głowę płachtę, wiążą i prowadzą do sztabu. Gdy okazuje się, że zamiast Niemca schwytali Orzeszkę, dowódca wpada w złość, a dla Panasiuka tym bardziej staje się jasne, że Orzeszko zawsze przyniesie im pecha.
Sam pechowiec ucieka z oddziału. Idzie do pobliskiego zamku, bo słyszał, że w jego piwnicach znajdują się składy znakomitego, starego wina. Jakież jest jego zdziwienie, gdy na warcie przy beczkach z alkoholem widzi radziecką żołnierkę, którą spotkał wcześniej na skrzyżowaniu szos. Dziewczyna o imieniu Marusia ma teraz inne zadanie: nie pozwolić żadnemu z żołnierzy brać z piwnic alkoholu; na froncie każdy powinien być trzeźwy. Gdy Orzeszko po raz kolejny lekceważy jej zakaz, dziewczyna strzela do niego. Początkowo jest zrozpaczona, bo myśli, że trafiła Orzeszkę w pupę, ale za chwile jest już spokojna - trafiła tylko w kanister, który niósł żołnierz.
W momencie, gdy Orzeszko zamierza wynieść się z zamku, pod bramę podjeżdża liczny oddział Niemców z generałem na czele. Orzeszko i Marusia w ostatniej chwili uciekają na wierzę zegarową. Tam jednak niechcący uruchamiają dzwon zegarowy. Niemcy są pewni, że ktoś jest na górze i biegną schodami na wieżę zegarową. Polak i Rosjanka chowają się za mechanizmem i udaje im się uniknąć śmierci. Odkrywają tajemne przejście w jednej z komnat, dzięki czemu biorą do niewoli jakiegoś Niemca ubranego tylko w podkoszulek i kalesony. Okazuje się, że to sam generał Falkenberg, który chwilę wcześniej rozebrał się do spania!
Po bramą zamkową zjawia się Panasiuk i jego pluton. Przyszli szukać Orzeski - sierżant pomimo niechęci do pechowca, martwi się o niego. W zamku robi się coraz ciaśniej: Niemcy muszą ukrywać się przed plutonem Panasiuka, a z kolei Marusia i Orzeszko - przed Niemcami. Na domiar złego Falkenberg im uciekł!
Ponieważ jest bez munduru, Polacy, których spotyka, biorą go za poczciwego dziadunia. Zastępca Panasiuka zaprasza go nawet na wino. Falkenberg upija się w sztok. Gdy w końcu między Polakami i Niemcami dochodzi do strzelaniny na dziedzińcu zamkowym, zalany i nieświadomy swoich czynów Falkenberg wytacza się na środek dziedzińca, a hitlerowcy widząc go, natychmiast się poddają.
Orzeszko wyznaje Marusi miłość. Całują się pod drzewem na oczach całego oddziału. (PŚ)
„»Gdzie jest generał« jest bardzo udaną komedią filmową, jedna z najlepszych, jakie wyprodukowano od paru lat w naszych wytwórniach. […] Mamy tu realną, frontową sytuację ostatnich dni wojny, dość nawet bliźniaczo podobną do tej, którą oglądaliśmy w »Godzinach nadziei« czy w »Kwietniu«. Więcej: mamy tu realna atmosferę frontu, mieszaninę żołnierzy polskich i radzieckich, jakieś na poważnie prowadzone operacje wojenne pomieszane z frontowym bałaganem, odrobiną szabru i szczypta niespodzianki. Zasługą Chmielewskiego jest to, że po prostu zdołał on tę autentyczną atmosferę podnieść o stopień wyżej, zbudować z niej groteskę, unieść o porę centymetrów ponad ziemię. I w tym właśnie momencie zaczyna się fantastyczna, szampańska zabawa. Przy zachowaniu szacunku dla podstawowych realiów zyskuje prawo obywatela i nieco bajkowy, niezwykły zamek z tajnymi przejściami i niezbadanymi mechanizmami, i nieprawdopodobne sytuacje frontowe i - co najważniejsze - stają się zrozumiałe i bliskie postacie głównych bohaterów tego filmu, polskiego żołnierza i radzieckiej wartowniczki. Chmielewski w »Ewa chce spać« z niezmierną sympatią i ciepłem potrafił pokazywać postacie zabawnych, śmiesznych, trochę groteskowych, ale przez to wcale nie tracących naszej sympatii bohaterów. Udało mu się to w prawie w równym stopniu w »Gdzie jest generał?«. Jest to, jak myślę, kwestia umiaru i taktu, sprawa umiejętności utrzymania trudnej równowagi pomiędzy poszczególnymi składnikami sylwetek bohaterów. A więc ten jego polski żołnierz, Orzeszko (Jerzy Turek) jest, oczywiście, trochę głupkowaty, ale nie na tyle, żeby w końcu nie umieć sobie radzić w trudnych sytuacjach; jest trochę Szwejkiem, ale nie na tyle, żeby co jakiś czas nie być po szampańsku odważnym; jest wreszcie krztynę safandułą, ale przecież nie do tego stopnia, abyśmy musieli się dziwić hożej rosyjskiej dziewoi, że darzy go swoim uczuciem”.
K.T. Toeplitz, „Udana polska komedia!”, „Świat”, 1964, nr 3
„W nowej komedii Chmielewskiego imponuje chemiczna czystość w operowaniu stereotypami, główni bohaterowie nie mówią nic poza stekiem banałów: przemiła Rosjanka zna jak przysłowiowy pacierz dekalog obowiązujący żołnierza, pechowiec oddziału prawnie deklamuje o bohaterstwie pozostając przy tym wierny zasadom dekownictwa, sierżant jest ekstraktem »kresowiaka« i niezawodną celnością mówi lub robi właśnie to, co wyobrażamy sobie, że powinien zrobić. Ten chwyt konstrukcyjny, choć tak prosty, funkcjonuje w utworze wielorako. Podkreślałam już jego właściwości ewokatywne, zdolność do przywoływania na pamięć całego kontekstu rzeczywistego, budzenia przemyśleń i skojarzeń. Chwyt ten jest także źródłem efektów satyrycznych - ośmiesza pewien system myślenia, wyrastającego z drobnomieszczańskich formułek gotowych i zawczasu obmyślonych na każdą okoliczność i okazję, tak wciąż rozpowszechnionego i wyręczającego ludzi w obowiązku samodzielnego myślenia. Dla tych, którzy chodzą do kina nie po to, by analizować podteksty i myśleć, film Chmielewskiego ma jeszcze jeden aspekt - po prostu zabawy, w której realizatorzy, aktorzy i widzowie przymrużają oko na owe »wariackie papiery«, na których ostatecznie rzecz zbudowano. Film »Gdzie jest generał« ma jeszcze jedną zaletę zupełnie specjalną: jest nią kreacja Elżbiety Czyżewskiej, która jest chyba pierwszą dziewczyną w filmie polskim, prezentującą taką szczerość, autentyczność, temperament i wdzięk. Jej aktorstwo żywiołowe i spontaniczne jest jednakże (i to widać!) opanowaniem warsztatu i zasobem przemyśleń”.
Alicja Helman, „W odwrotnym kierunku”, „Ekran”, 1964, nr 2
„Powiedzmy sobie szczerze: premiera »Gdzie jest generał« - to nie tylko zagadnienie nowej, bardzo udanej polskiej komedii, lecz także sprawa ujawnienia się i potwierdzenia filmowego talentu pierwszej wielkości. Jest to kolejno trzeci film Tadeusza Chmielewskiego. Dwa z nich - znana widzom wielu krajów »Ewa chce spać« oraz obraz będący przedmiotem naszej uwagi - należą niewątpliwie do osiągnięć naszej komediowej twórczości. […] Oczywiście decydują i kształtują film ludzie. Warto im się przyjrzeć z bliska, bo w tej właśnie warstwie odnaleźć można niejedną godną uwagi refleksje twórcy. Najogólniejszą cechą owego ludzkiego świata jest eliminacja ciemnych barw. Bohaterów »Gdzie jest generał« oglądamy przez okulary usuwające w cień cierpienia, nienawiść, okrucieństwo - wszelkie zło wojny. Nie dotyczy to jedynie hitlerowców, którzy - w pewnym sensie - są postaciami obcymi w świecie pogodnego, serdecznego humoru - i obcość tę Chmielewski wyraźnie podkreśla. Lecz swoista jednostronność widzenia żołnierskich postaci nie wysładza ich sentymentalnym lukrem, ani też nie oznacza odejścia od realizmu. Przeciwnie - umiał w nich dostrzec Chmielewski coś, co uchodziło uwagi wiele realizatorów batalistycznych filmów. Myślę tu, mianowicie, o tradycji pokazywania frontowych żołnierzy, jako zbiorowiska junackich, młodzieńczych postaci, którym patronuje duch imć pana Kmicica. Tradycji tej przeciwstawia Chmielewski własne widzenie żołnierzy: są to dobroduszni, prości ludzie, niekiedy dobrze już podtatusiali, w przeważającej większości chłopi, traktujący wojnę jak ciężką powinność, którą wykonują z tą samą akuratnością, z jaką niegdyś żęli zboże, młócili snopy”.
Zbigniew Klaczyński, „Odnaleziona komedia”, „Trybuna Ludu”, 5.01.1964
„Komedia z czasów wojny... Tak, ale przecież nie wojna jest w tym filmie najważniejsza, gdyż przeważa w filmie komediowy nastrój dobrej zabawy - rzadki na wojnie, choć w filmie wystarczająco uzasadniony. Przyfrontowe perypetie... Tak, ale i one są tylko pretekstem do galerii charakterystycznych typów z armii polskiej i radzieckiej. Braterstwo broni... Tak, ale nie takie znowu łatwe, kiedy żołnierz chce posmakować trunku, a trunku tego pilnuje rosyjska dziewczyna, znająca na pamięć regulamin, wszystkie wykłady o szkodliwości picia alkoholu na froncie i sprawnie posługująca się karabinem. Dzielna dziewczyna... I owszem, choć nie heroini. Ale i nie »Herod baba«, i nie »szantrapa«, jak ja nazywa Orzeszko, który się w niej zakocha. A sam Orzeszko? Oferma i pyszałek, choć bohater. A sierżant Panasiuk - ta niezapomniana postać marsowego wojaka, żołnierza doświadczonego i z charakterem, gotowego - jeśli trzeba - podjąć wszelkie ryzyko, ale nie żywiącego uznania dla tych, co deklamują o nadstawianiu piersi za ojczyznę. On chce jej służyć swym życiem. A inni żołnierze także nie są bogami wojny. To w większości dojrzali, srodze zmęczeni własnym losem i wojną ludzie, którzy obowiązek rozumieją z cała dosłownością tego sformułowania. […] Czymże zatem jest film Chmielewskiego? Jest to pełna wdzięku i świeżości komedia, która dała autorowi możliwość ukazania różnic i podobieństw żołnierzy armii polskiej i radzieckiej, ich poczucia odrębności i solidarności”.
Kazimierz Kochański, „Komedia jakich mało”, „Tygodnik Kulturalny”, 1964, nr 3
„Powiedzmy szczerze, że ronienie »Generała« nie było synekurą. Te »lochy starego zamczyska«, to przebieranie się w niewłaściwe ubrania, a głównie ów specyficzny typ humoru, mający monopol na ludzi w mundurach, zwany eufemistycznie koszarowym - wszystko to zwykle składa ręce w gest załamywania, nie do oklasków. Ale Chmielewski, scenarzysta i reżyser jednocześnie, nie mogąc się uwolnić od wymienionych elementów (być może są one konieczne, więc nieuniknione) dodał jeszcze jeden, który nie tylko nie powtarza się x razy do roku, ale wręcz po raz pierwszy pojawił się na wesoło. Ta komedia ma za temat walki II Armii. Ktoś, kto nie był na filmie (ale nie tylko on), może się odmachnąć, że w końcu wszystko mu jedno gdzie i kiedy rzecz się dzieje, byle komedia była śmieszna, bo to jej obowiązek. Otóż wyrwie się jak Filip z konopi. Wszystko, co w »Generale« najśmieszniejsze, z tym się właśnie wiąże, że to II Armia w określonym roku 1945. […] Scenariusz Chmielewskiego (oryginalny! rzadkość!) musiał źle się prezentować w czytaniu. Odwrotnie niż na przykład Jurandota »Jutro premiera«. Tam co krok trafialiśmy na jakiś bon mot, o wartości tak bardzo autonomicznej, że można je było od razy drukować w »Szpilkach«. Westchnienie: »piekło dla reżyserów zaludnione jest wielkimi aktorkami« jest zabawne niezależnie od sytuacji, ale też sytuacja nic mu nie doda. Gdy natomiast u Chmielewskiego komsomołka Marusia tytułuje szeregowca Orzeszko »towariszcz dielegat«, to się staje śmieszne dopiero wtedy, gdy się wie: 1) że niezguła Orzeszko został wyznaczony jakimś tam delegatem dlatego tylko, że oddział chciał się w ten sposób pozbyć swej czarnej owcy, 2) że dziewczyna przed chwila omal nie postrzeliła »towarzysza delegata« w tyłek, broniąc przed nim zdobycznych trunków, 3) że Marusia widzi wszystko »principialno«, zwłaszcza w zakresie stosunków »międzynarodowych«. Pierwszy rodzaj dowcipu cieszy się znacznym wzięciem u ludzi, którzy nie umieją czytać scenariuszy i zwykle zawodzi w realizacji ekranowej. Drugi cechuje rasowe komedie filmowe i jest piekielnie rzadki”.
Jerzy Płażewski, „Nieoczekiwane błogosławieństwo”, „Kultura”, 1964, nr 2
Elżbieta Czyżewska była dubbingowana w filmie przez aktorkę Felicję Chabrowską-Ciberger.
Plenery kręcono w okolicach Zamku Czocha koło Lubania Śląskiego .
Wielki mechanizm zegara na wieży zamkowej w „Generale” powstał na podstawie projektu najstarszego polskiego zegara wieżowego i został wykonany przez scenografa Bolesława Kacykowskiego.
Cenzura miała do filmu Chmielewskiego jedno zastrzeżenie: żądano, by reżyser usunął scenę, w której Orzeszko mówi do Marusi: „a w dupę sobie strzel”. Chmielewski się jednak nie ugiął, tłumacząc, że każdy żołnierz choć raz użył kiedyś takiego zwrotu. Ostatecznie scena w filmie została.
In the photo: Elżbieta Czyżewska
In the photo: Elżbieta Czyżewska
In the photo: Elżbieta Czyżewska
Ci, którzy znają i cenią komedię „Gdzie jest generał” zdziwiliby się zapewne, gdyby przeczytali pierwszą wersję scenariusza tego filmu. W tekście tym od momentu, gdy Orzeszko z Marusią zostają sami w zamku, mając przeciw sobie cały oddział uzbrojonych po zęby Niemców, „Generał” stawał się ni mniej ni więcej tylko komedią slapstickową, obfitującą w różnego rodzaju pościgi, przebieranki, polewania wodą; był nawet striptiz niemieckich żołnierzy. Ostatecznie jednak Chmielewski wycofał się ze slapsticku, bał się, że hitlerowcy wypadną na ekranie zbyt sympatycznie. Nakręcił „Generała” w konwencji stricte realistycznej i odniósł niebywały sukces - komedia ta jest chyba - obok „Jak rozpętałem druga wojnę światową” ‒ jego najpopularniejszym filmem.
Gdy przystępował do jej realizacji był jednak rok 1963 i hasło „komedia o wojnie” mogło wywoływać sprzeciw. Część środowiska filmowego była oburzona, gdy Chmielewski ujawnił swoje plany nakręcenia „Generała”. Jan Rybkowski mówił na przykład: „Moje poczucie humoru ma określone granice [i] zawodzi, jeśli mam się śmiać z esesowskich żołnierzy (Protokół obrad Komisji Ocen Scenariuszy z dnia 23.10.1962. Archiwum Filmoteki Narodowej). Sceptyczni wobec tego projektu byli także Stanisław Wohl i Jerzy Bossak. Głosy ludzi, którzy przeżyli wojnę, wydają się z ówczesnej perspektywy zrozumiałe. Paradoks polegał na tym, że zrozumiała wydawała się również koncepcja Chmielewskiego na komedię o tamtych wydarzeniach.
Chmielewskiego uratowała wówczas i umożliwiła mu realizację tego filmu Wanda Jakubowska, która jako była więźniarka obozu w Auschwitz namawiała wszystkich, by poczekali na gotowy film, bo wtedy na pewno zmienią zdanie. Sam Chmielewski tak wówczas tłumaczył swój pomysł: „Nakręcono już wiele filmów o ostatniej wojnie, filmów patetycznych i antybohaterskich. Na ogół były to jednak filmy ukazujące sprawy wojny niesłychanie poważnie i serio. (…) W czasie realizacji filmu »Gdzie jest generał« starałem się ukazać inne oblicze wojny. Oblicze znane z setek i tysięcy frontowych anegdot, z dziesiątków komicznych sytuacji, jakie pamięta każdy uczestnik najcięższych nawet walk”. (M. Derkuczewska, „Orzeszko szuka generała”, „Żołnierz Wolności”, 3.05.1963).
Chmielewski sięgnął po jedną z takich anegdot zasłyszaną od kombatantów: gdy w czasie walk wojsko zdobywało zakłady chemiczne, gorzelnie czy jakieś magazyny, na warcie stawiano kobiety-żołnierki, które miały strzec zapasów alkoholu przed mężczyznami. „Moi rozmówcy - mówił Chmielewski - pokpiwali sobie dobrodusznie z tych kobiecych strażników. Często najpierw strzelających na oślep, a dopiero później wołających: »Stój! Kto idzie?«”. (Tadeusz Chmielewski, „Śmieszne rzeczy są najprostsze”, rozm. przepr. Maria Oleksiewicz, „Film”, 1964, nr 5)
Pomysł na poszukiwanie w dramatycznych sytuacjach wojennych momentów groteskowych sprawdził się do tego stopnia, że komedie wojenne zaczęli kręcić także inni polscy twórcy - sukces na miarę „Generała” osiągnął na przykład Stanisław Lenarowicz filmem „Giuseppe w Warszawie”. Sam Chmielewski kilka lat później poszerzył i pogłębił swoje zainteresowanie żołnierskim humorem, kręcąc wspomniany już film „Jak rozpętałem drugą wojną światową”, który można potraktować jako stylistyczną kontynuację „Generała”. (PŚ)